Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0394.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twie z Jurandom postradaliście poczet i wozy. Żyć musicie tylko z łaski Zakonu — i z głodu zemrzecie, jeśli wam kawałka chleba nie rzucim. A w dodatku: wyście jeden, nas czterech — jako że nie pozwolicie?
— Jako nie pozwolę? — powtórzył Fourcy: — Mogę nawrócić do dworca i ostrzedz księcia, mogę przed całym światem wasze zamiary rozgłosić.
Na to spojrzeli po sobie bracia zakonni, i twarze zmieniły im się w oka mgnieniu. Szczególniej Hugo de Danveld popatrzył przez długą chwilę pytającym wzrokiem w oczy Zygfryda de Löwe, poczem zaś zwrócił się do pana de Fourcy:
— Przodkowie wasi — rzekł — sługiwali już w Zakonie, a i wy chcecie do niego wstąpić, ale my zdrajców nie przyjmujem.
— Ja zaś nie chcę ze zdrajcami służyć.
— Ej-że! nie spełnicie waszej groźby. Wiecie, że Zakon umie karać nie tylko zakonników...
A de Fourcy, którego podnieciły te słowa, wydobył miecz, lewą ręką schwycił za ostrze, prawą dłoń położył na rękojeści i rzekł:
— Na tę rękojmię, mającą kształt krzyża, na głowę św. Dyonizego, mego patrona, i na moją rycerską cześć, ostrzegę księcia mazowieckiego i mistrza.
Hugo de Danveld znów popatrzył pytającym wzrokiem na Zygfryda de Löwe, a on przymknął powieki, jakby dając znak, że się na coś zgadza.