Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0251.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyszko spojrzał przez łozinę i spostrzegł przed sobą, jakoby tuman mgły: było to Odstajane jeziorko.
Jagienka znów przyłożyła palec do ust, i po chwili doszli. Dziewczyna pierwsza wczołgnęła się cicho na grubą, starą wierzbę, pochyloną całkiem nad wodą. Zbyszko poszedł za jej przykładem, i przez długi czas leżeli spokojnie, nie widząc przed sobą nic z powodu mgły, słysząc tylko żałośliwy pisk czajek nad głowami. Wreszcie jednak powiał wiatr, zaszeleścił łoziną, żółciejącymi liśćmi wierzb, i odsłonił zapadłą toń jeziorka, zmarszczoną nieco od powiewu i pustą.
— Nie widać? — szepnął Zbyszko.
— Nie widać. Cichaj!...
Jakoż po chwili wiatr opadł, i nastała cisza zupełna. Wówczas na powierzchni wody zaczerniała jedna głowa, potem druga — a wreszcie znacznie bliżej spuścił się do wody z brzegu duży bóbr ze świeżo uciętą gałęzią w pysku i począł płynąć wśród rzęsy i kaczeńca, podnosząc paszczę w górę i holując gałąź przed sobą. Zbyszko, leżąc na pniu poniżej Jagienki, ujrzał nagle, jak łokcie jej poruszyły się cicho, a głowa pochyliła się ku przodowi: widocznie mierzyła do zwierza, który, nie podejrzewając żadnego niebezpieczeństwa, przepływał nie dalej niż na pół strzelenia, ku niezarosłej toni.
Wreszcie zawarczała cięciwa kuszy, a jednocześnie głos Jagienki zawołał:
— Jest! jest!...