Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0239.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ci łeb prawie caluśki rozwalony! O Jezu!
To powiedziawszy, schyliła się i zanurzyła rękę w kudły niedźwiedzia, aby przekonać się, czy zwierz dużo ma w sobie sadła, poczem podniosła się z wesołą twarzą:
— Będzie sadła na jakie dwa roki!
— A widły połamane, patrz!
— To i bieda, bo co ja w domu powiem?
— Albo co?
— Bo tatuś nie byliby mnie wcale do boru puścili, więc musiałam czekać, póki się wszyscy nie pokładą.
Po chwili zaś dodała:
— Nie powiadaj też, żem tu była, żeby nademną nie cudowali.
— Ale cię pod dom odprowadzę, bo jaszcze wilcy na cię napadną, a wideł nie masz.
— No — dobrze!
I tak rozmawiali czas jakiś przy wesołym brzasku ogniska, nad trupem niedźwiedzia, podobni oboje do jakichś młodych leśnych stworzeń.
Zbyszko popatrzył na wdzięczną twarz Jagienki oświeconą blaskiem płomienia, i rzekł z mimowolnem zdziwieniem:
— Ale takiej drugiej dziewczyny, jak ty, to chyba na świecie nie ma. Tobieby na wojnę chodzić.
Ona zaś spojrzała mu na chwilę w oczy, poczem odrzekła prawie smutno:
— Ja wiem... ale nie śmiej się ze mnie.