Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Danuta wszystkie leki i dryakwie, jakie z sobą miała, ale sama musiała jechać dalej, przyszło więc obu włodykom z Bogdańca rozstać się z dworem mazowieckim. Padł Zbyszko, jak długi, do nóg naprzód księżnie, potem Danusi, poprzysiągł jej jeszcze raz wierne służby rycerskie, obiecał przyjechać rychło do Ciechanowa, albo do Warszawy, wreszcie porwał ją w swoje silne ramiona i podniósłszy do góry, jął powtarzać wzruszonym głosem:
— Pamiętajże ty o mnie, kwiatuszku najmilejszy, pamiętaj, rybeńko moja złota!
A Danusia, objąwszy go ramionami, tak właśnie jak młodsza siostra obejmuje miłego brata, przyłożyła swój zadarty nosek do jego policzka i płakała wielkimi, jak groch, łzami, powtarzając:
— Nie chcę do Ciechanowa bez Zbyszka, nie chcę do Ciechanowa!
Wiedział to Jurand, ale gniewem nie wybuchnął. Owszem, pożegnał i sam bardzo życzliwie młodzianka, a gdy już siedział na koniu, nawrócił jeszcze raz ku niemu i rzekł:
— Ostawaj z Bogiem i urazy do mnie nie chowaj.
— Jakobym miał urazę do was chować, kiedyście Danuśków ojciec! — odrzekł szczerze Zbyszko.
I pochylił mu się do strzemion, ów zaś ścisnął mu silnie rękę i rzekł:
— Szczęść ci Boże we wszystkiem!.. rozumiesz?..
I odjechał. Zbyszko jednakże zrozumiał, jak