Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poszedłbym ja już do Tawani z księciem Witoldem, niechby mnie tam Tatarzy zabili. Ale wpierw muszę stryjca odwieźć, a potem one pawie czuby Niemcom ze łbów pościągać, jakom zaprzysiągł. Może mnie przytem zabiją — co i wolę, niż patrzeć, jako Danuśkę inny zabierze.
Księżna podniosła na niego swoje dobre, niebieskie oczy i spytała z pewnem zdziwieniem:
— A tobyś na to pozwolił?
— Ja? Póki mi tchu w nozdrzach, nie będzie tego! Chybaby mi ręka uschła i topora zdzierżyć nie mogła!
— Ano, widzisz.
— Ba! Ale jako-że mi ją przeciw ojcowej woli brać?
Na to księżna, jakby do siebie:
— Mocny Boże! albo to się i tak nie przytrafia...
Potem zaś do Zbyszka:
— Zali wola Boska nie mocniejsza od ojcowej? A coże Jurand rzekł? „Jak — powiada — będzie wola Boska, to ją dostanie.“
— To samo i mnie rzekł! — zawołał Zbyszko: — „Jak — powiada — będzie wola Boska, to ją dostaniesz.“
— A widzisz?
— Toż, przy waszej łasce, miłościwa pani — jedyna pociecha.
— Moją łaskę masz, a Danuśka ci dotrzyma. Wczoraj jeszcze mówię jej: Danuśka, a dotrzymasz li ty Zbyszkowi? A ona powiada tak: