Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  151  —

poczęli wołać rozkazującemi głosami: „Stój, stój!“ — pan z Taczewa zaś zbliżył się do Zbyszka i podał mu biało ubraną Danusię.
Ów, mniemając, że to pożegnanie, chwycił ją, objął i przycisnął do piersi — lecz Danusia, zamiast przytulić się do niego i zarzucić mu na szyję rączęta, zerwała coprędzej ze swych jasnych włosów, z pod rucianego wianka, białą zasłonę i owinęła w nią całkiem głowę Zbyszka, a jednocześnie poczęła wołać z całej siły rozpłakanym, dziecinnym głosem:
— Mój ci jest, mój ci jest!
— Jej ci jest — powtórzyły potężne głosy rycerzy — do kasztelana!
Odpowiedział im podobny do grzmotu krzyk ludu:
— Do kasztelana, do kasztelana!
Spowiednik podniósł oczy w górę, zmieszał się pisarz sądowy, kapitan i halebardnicy opuścili broń, albowiem wszyscy zrozumieli co się stało.
Był stary polski i słowiański obyczaj, mocny jak prawo, znany na Podhalu, w Krakowskiem, a nawet i szerzej, że gdy na prowadzonego na śmierć chłopca rzuciła niewinna dziewka zasłonę na znak, że chce za niego wyjść za mąż, tem samem zbawiała go od śmierci i kary. Znali ten obyczaj rycerze, znali kmiecie, znał lud — a słyszeli o jego mocy i Niemcy, z dawniejszych czasów w grodach i miastach polskich zamieszkali.
Stary Maćko też aż zesłabł ze wzruszenia na ten widok, rycerze, odsunąwszy wnet kuszni-