Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 317.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nad brzegiem chodnika ciągnącego się wzdłuż pięknéj, trzypiętrowéj kamienicy, stał mężczyzna w grubym kożuchu i barankowéj czapce, nasuniętéj na uszy i żelaznym drągiem rozrąbywał brudny lód, ktorym silny mróz ubiegłéj nocy ściął wodę w warszawskich rynsztokach.
Czasem przy mocniejszem uderzeniu, kawałek zbrylonego błota prysnął mu w twarz zaczerwienioną od zimna; wtedy obcierał ją czerwieńszą jeszcze, posiekaną ręką i rąbał daléj.
Po niejakim czasie wyprostował swą barczystą, krępą postać, oparł obie dłonie na drągu i odsapnąwszy energicznie, zapatrzył się na poranny ruch uliczny. W tém jego zapatrzeniu się nie było ciekawości, rzeczy, na które patrzył, nie miały dlań nic nowego, widywał je codzień o téj saméj porze; była to raczéj jakaś smutna bezmyślność człowieka, który woli zapomnieć o wszystkiem, bo mu się nic dobrego przypomnieć nie może.
Twarz miał młodą jeszcze, przystojną, obfity rudawy wąs i poczciwe jasno-niebieskie oczy, te oczy mazowieckiego chłopa, który już od urodzenia nosi melancholię w spojrzeniu, choć tego wy-