Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 310.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulice miasta aż do oberży, gdzie na niego oczekiwano z niepokojem.
Przez cały wieczór nie mógł się naopowiadać, jaką dobrą była dla niego księżniczka, jakie ma smutne i prześliczne oczy i jak mu pilno przekonać świat cały, że wcale nie jest ona tak okrutną, jak ludzie opowiadają.
Towarzysz jego smutnie potrząsał na to głową.
— Coś w tem być musi jednak — mówił z niepokojem — żalby mi było stracić cię tak wcześnie, przywiązałem się do ciebie. No, ale zobaczymy. Próżna trwoga nic nie pomoże, bądźmy weseli, dopókiśmy razem. Jutro sobie zapłaczę, gdy pójdziesz do zamku.
Wieść o nowym konkurencie rozeszła się w mgnieniu oka po stolicy, w której zapanowała obawa i smutek. Teatry pozamykano, w cukierniach zasłonięto ciastka czarną krepą, król klęczał przed ołtarzem, księża odprawiali żałobne nabożeństwa. Bo dlaczegóż temu jednemu miałoby powieść się lepiej niż innym?
Lecz w oberży nieznajomy przygotował wazę pończu i rzekł do Janka:
— Pijmy za zdrowie królewny i bawmy się wesoło.
Zaledwie jednak chłopiec wypił parę szklanek, ogarnęła go senność, nie mógł otworzyć oczu i zapadł w sen głęboki. Wówczas nieznajomy położył go ostrożnie na łóżku, rozebrał i nakrył kołdrą, a kiedy się zupełnie ściemniło, przywiązał sobie mocno skrzydła łabędzia do ramion, wybrał największą rózgę z tych, które dostał w lesie od staruszki za to, że uleczył jej złamaną nogę, otworzył okno i wyleciał. Wśród ciemności unosił się ponad domami i kierował prosto do okna królewny. Tu, przytulony do muru, czekał, co nastąpi.
Cisza głęboka panowała w mieście, tylko zegary od