Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 306.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał prześlicznie, ale coraz ciszej, coraz ciszej... Pochylił piękną głowę, skrzydła poruszały się słabo i wreszcie upadł u nóg ich martwy.
Janek litościwie pochylił się nad nim, ale w królewskim ptaku śladów życia już nie było.
— Skrzydła mu teraz niepotrzebne — rzekł podróżny — a nam przydać się mogą; takie ogromne i silne! Widzisz, jak dobrze, że mam z sobą szablę dyrektora teatrzyku.
Jednem uderzeniem odciął łabędzie skrzydła i schował je do tłomoczka.
Minęli góry i szli bardzo długo po drugiej stronie przez nieznane kraje, aż nakoniec przybyli do wielkiego miasta. Setki wież i kościołów błyszczało jak srebro w blasku słonecznym, pośrodku stał biały pałac marmurowy ze szczerozłotym dachem. W pałacu król mieszkał.
Obaj podróżni zatrzymali się w małej oberży pod miastem, bo nie chcieli zakurzeni i zdrożeni wejść do pięknej stolicy. Gospodarz, człowiek rozmowny, natychmiast zaczął im opowiadać bardzo ciekawe rzeczy. Król w tem państwie był stary, ale bardzo dobry, nikt się na niego nie uskarżał, bo nigdy żadnej krzywdy nie wyrządził nikomu. Ale za to córeczka! Boże zachowaj od takiej królewny. Piękna, jak nikt na świecie, ale zła czarownica, która już wielu książąt życia pozbawiła.
— Jakże to? — pytał Janek. — Za cóż?
Każdemu pozwalała starać się o swoją rękę, wszystko jej było jedno: król czy żebrak. Ale musiał odgadnąć trzy razy jej myśli. Jeżeli mu się uda, zostanie jej mężem, a po śmierci jej ojca, panem całego kraju; ale jeżeli nie