Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 305.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szablę, którą nosił u boku, to i bez pieniędzy posmaruje jeszcze sześć lalek.
Rozumie się, że umowa stanęła natychmiast, słoik znowu wyjęto, uszczęśliwione maryonetki przewracały się z radości, aż sobie pootłukały końce nosów, lecz nieznajomy i na to zaradził, a wkrótce potem wszystkie sześć tańczyły same tak prześlicznie, że dziewczęta z oberży nie mogły patrzeć na to obojętnie i zaczęły także tańczyć razem z niemi. Stangret tańczył z kucharką, lokaj z pokojówką, wszyscy goście i obcy ludzie, nawet obcęgi z żelazną łopatką od węgla. Ale ta para przewróciła się przy pierwszym skoku.
W każdym razie noc była niezmiernie wesoła.
Nazajutrz rano Janek z swoim towarzyszem udali się w dalszą drogę. Szli przez sosnowe lasy coraz wyżej, aż stanęli na wierzchołku góry tak wysoko, że kościelne wieże wydawały im się w dole niby ciemne jagody na tle zieloności. I widzieli dokoła miasta, wsie i kraje, w których nie byli nigdy, daleko, daleko! Janek nie miał pojęcia, że świat jest tak wielki, tak wspaniały i piękny! Jasne słońce świeciło na błękicie, powietrze było czyste i orzeźwiające, z lasów dolatywał głos rogów myśliwskich tak prześlicznie, że Jankowi łzy w oczach stanęły.
— O dobry Boże! — zawołał z miłością. — Jakżebym cię gorąco pragnął ucałować za to, żeś taki dobry, żeś stworzył dla nas ten świat taki piękny!
Nieznajomy złożył ręce do modlitwy i w milczeniu patrzał na lasy i miasta, kąpiące się w ciepłych słonecznych promieniach.
Nagle nad ich głowami rozległ się śpiew dziwny, jakiego nigdy w życiu nie słyszeli i zobaczyli w górze pod błękitem nieba płynącego wolno łabędzia. Łabędź śpie-