Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć sama nie wiem, kiedy, bo nie miałam czasu pomyśleć o tem wszystkiem. Tyle trwogi użyłam w ostatniej godzinie, — ale Bóg łaskaw, łaskaw, wszyscy się uratowali!
— Kto? Cóż to było za zdarzenie?
— Na morzu, jaśnie panie, myślałam, że pan o tem słyszał. Wiadomo, że mieliśmy ostrą zimę tego roku, morze u brzegu zamarzło wybornie, i państwo z miasta umyślili sobie urządzić na lodzie zabawę. Mówiono, że ma być ślizgawka i tańce, z daleka słychać było muzykę i wrzawę, słyszałam je w mojej ubogiej izdebce, chociaż nie miałam siły podnieść się z posłania, aby popatrzeć na nich. Nakoniec słońce zaszło, ukazał się księżyc, ale blady, bez blasku. Wyjrzałam przez okno, na lodzie zapalono kolorowe światła, migały cienie, słyszałam śmiech ludzki. Wtem spojrzałam na niebo... Daleko, daleko, gdzie się brzeg nieba na wodze opiera, płynął biały obłoczek z czarną pośrodku plamą. Nie zaraz uwierzyłam swoim oczom, jaśnie panie, choć stara jestem i niedarmo przecież od lat tylu patrzałam na niebo i morze; — ale obłoczek płynął, coraz większy, większy, a czarna plama... Znam ją! Zrozumiałam wszystko. Dwa razy w życiu widziałam ją przecież i wiem, co niesie — burzę i rozbicie, śmierć dla tych, bo się tam bawią wesoło.
— A na lodzie całe miasto: starzy, młodzi, dzieci, panie i panowie, śmieją się, tańczą, słuchają muzyki, nie wiedzą, co ich czeka. Jak ich ostrzedz? Tam nic nie widać, — zresztą zajęci zabawą, nie myślą o nieszczęściu. — Gdybym silna była, gdybym mogła tam pobiedz... Lecz nogi ciężkie, jak gdyby z ołowiu, ręce mi się trzęsą; — otwieram okno z największym wysiłkiem, chcę krzyczeć — ale