Strona:PL Gloger-Encyklopedja staropolska ilustrowana T.2 154.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niektórych dworach magnackich, potępiane surowo we dworkach szlachty kontuszowej i staropolskiej, która, wcześnie chodząc spać i rano wstając, miewała zaledwie czas na marjasza.

Farbowanie koni. Za czasów Zygmunta Augusta i Władysława IV był zwyczaj, zwłaszcza u wielkich panów, farbowania niektórych koni dla parady. Do farbowania używano odwaru brezylii czerwonej z ałunem (Rachunki Zyg. Aug.). Pani Motteville w pamiętnikach swoich, opisując podróż Ludwiki Maryi do Polski, pisze: „U jednej z karet po Ludwikę Marję posłanych były konie tarantowate z grzywami i ogonami czerwono farbowanemi; posłała je potem (królowa) w upominku księciu Kondeuszowi.“ Niekiedy konie „w bród“ t. j. całe malowano; o takich jest wzmianka w opisie wjazdu posłów polskich do Paryża po Ludwikę Marję (Zbiór pam. Niem. t. III str. 317). Czerniecki, opisując z tamtych czasów dwór Stanisława Lubomirskiego, wojew. krakowskiego, mówi, że konie w „kotczych“, t. j. kolasach podróżnych juchtami obitych 6-cio lub 4-ro konnych miały grzywy na biało a ogony na czerwono, t. j. w barwach polskich, malowane. Farbowano nietylko konie powozowe, ale i wierzchowe. Polacy np., opisując poselstwo po Ludwikę Marję, wspominają, że rotmistrz Opalińskiego, wojewody poznańskiego, jechał na koniu tureckim białym „w bród farbowanym, ceny wysokiej“. Pani Motteville pisze także, że niektóre konie były malowane czerwono i moda się ta Francuzom podobała, choć dzika.

Farfury. Po arabsku fagfur oznacza cesarza chińskiego i porcelanę, a przymiotnik fagfuri znaczy cesarsko-chiński i porcelanowy. W dawnych czasach farfury chińskie należały w Polsce do największych rzadkości, gdy zatem mało kto takowe posiadał, to zaczęto nazywać farfurami (podług Lindego i Kluka) „owe naczynia różne, podlejsze od porcelanowych a przedniejsze od pospolitych polewanych, które nie mają przezroczystości i w przełamaniu są dziarniste. U cudzoziemców zowią je fajance, od włoskiego miasta Faenza. Z krajowych są najgłośniejsze ujazdowskie, albo, jak pospolicie zowią, belwederskie pod Warszawą.“ W wieku XVIII farfurą nazywano zwyczajny fajans, jak to widzimy z Krasickiego, który w opisie domu pana podstolego pisze: „Półmiski, wazy, talerze były z farfur zwyczajnych.“ W tychże czasach ks. Kluk objaśnia: „Glina farfurowa, argilla cinerea, z której farfurowe robią naczynia, Niemcy Pfeifenthon nazywają, jest niezupełnie biała, jednak w ogniu mniej więcej bieleje. Mniej więcej do połowy XVIII w. w powszechnym użytku była jeszcze cyna. Od tego jednak czasu po domach zamożniejszych zaczęto wszędzie używać farfur, które nareszcie w pierwszej ćwierci wieku XIX wyrugowały cynę i po domach uboższych. Farfurowe talerze bywały głębokie i płytkie, jak dzisiejsze; płytkich potrzebowano znacznie więcej. Po kupieniu farfur zaparzano je we wrzątku, żeby nie pękały. Stanisław August zwyczajem ówczesnych panujących miał pod swoim patronatem fabrykę fajansów w Warszawie. Powstała ona przed r. 1774, bo widzimy, że Komisja Skarbu Koronnego w roku powyższym kazała pobierać tylko 2 proc. cła od wyrobów z tej fabryki wywożonych do Torunia lub zagranicę. Mieściła się w posiadłości Kickich, gdzie dziś ogrody i pałac belwederski. Pozostawiła po sobie ślad w małym budynku czworokątnym, stojącym pomiędzy dwoma bramami dependencyi belwederskich i noszącym do dziś dnia nazwę „młynka“. Dyrektorem jej był Schitter, baron, którego żona, rodem greczynka, była jedną z kochanek królewskich. Wejnert znalazł dokument, w którym król poleca wynajęcie w Warszawie składu dla sprzedaży fajansu z tej fabryki. Jakoż skład ten istniał w domu Wasilew-