Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 045.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a Coqueville, którego sobkostwo rosło wraz z wesołością, podlewaną spirytualiami tak hojnie, pokpiwało sobie jeszcze z tej zatopionej pływającej piwnicy likierów, którychby zda się starczyło na spojenie wszystkich ryb w oceanie. Przytem nigdy jeszcze nie zdarzyło się tubylcom znajdywać na morzu takich jak te beczek; miały one najprzeróżniejsze kształty, rozmiary i barwy. Następnie w każdej zupełnie inny był likier. Toteż polowy zapadał mimowoli w coraz to głębszą zadumę. On! który pił wszystko!... nie mógł się w tym chaosie specyałów w żaden sposób rozeznać. La Queue oświadczył, że nie zdarzyło mu się widzieć jak żyje podobnego temu ładunku. Proboszcz wyraził znów mniemanie, że to chyba obstalunek jakiegoś króla dzikusów, pragnącego zaopatrzyć sobie gruntownie piwnicę. Zresztą Coqueville przestało się w końcu borykać z zagadką, ukołysane rozkoszą nieznanych upojeń.
Damy przenosiły nad wszystko kremy; a były tam kremy: mokka, kakao, miętowy, waniliowy... Margot i inne dziewczęta przepadały za curaçao, benedyktynką, trapistynką, chartreuse. Pożeczkówkę zarezerwowano dla dziatwy. Naturalnie mężczyźni poczęli sobie dogadzać jeszcze lepiej, gdy nałowiono koniaku, rumu, jałowcówki, co wszystko tak porywa wytrawną gębę doświadczonego smakosza. Później zdarzyło się parę niespodzianek z napojami specyalnego rodzaju, z których jeden