Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 374.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   366   —

Tu zamyśliła się i z posępnością, która młodemu czołu jéj i ognistym oczu nadawała wyraz tragiczny, po chwili milczenia kończyła:
— Tylko, że teraz, na drodze téj, wszystko jeszcze dla nas tak trudno, nie w porę, drogo, daleko...
A po chwili pogodniéj już dodawała:
— Kiedyś będzie inaczéj!
Wyraz ten wymawiając, patrzała przez na-półotwarte drzwi do kuchenki, na dwie młodziutkie głowy dziewczęce, pochylone nad książkami, czasem pobladłe i zmęczone, ale zamieniające z sobą, szepty pełne uśmiechów. Wstawała i, ożywiona, wesoła znowu, na palcach zakradłszy się, dłońmi zakrywała oczy siostry, wołając:
— Kto to? zgadnij!
Dziewczęta zrywały się ze stołków, po kilkogodzinném niewidzeniu witały starszą przyjaciółkę; w kuchence brzmiały całusy, śmiechy i głośne wzajemne opowiadania. Zima nadeszła; szubka Józefy, wracającéj z lekcyi, białą bywała od okrywającego ją śniegu, a u piersi jéj rzadziéj już migotał płomyk latarki, bo ulice miasta świeciły białemi torami. W mieście karnawał kipiał, po ulicach dzwoniły tłumne kuligi, po domach brzmiały muzyki i tańce. W małém mieszkaniu, zasuniętém w głąb’ dziedzińca, w sobotnie wieczory, kiedy przed niedzielą można było dłużéj zasnąć i pozwolić sobie kilka godzin popróżnować, dokoła stołu przed kanapką rozlegały się gwarne