Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 373.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   365   —

szczem, w zmoczonéj chustce na włosach, z migotliwym płomykiem latarenki, uczepionéj do guzika szubki, dla przyświecania krokom jéj w ciemnym labiryncie ubogiéj dzielnicy miasta, wbiegała do mieszkania zwykłym sobie żywym krokiem, lecz ciężko oddychając, z blademi usty, słabła i, chwiejąc się, zaledwie dojść mogła do kanapki, przy któréj Anna czekała jéj z przygotowaną już herbatą. W chwilach takich, patrząc na nią, Anna pomimowoli mówiła:
— Moja ty biedna Józiu! jak téż ta twoja młodość przechodzi! bez przyjemności, bez zabawy, prawie bez odpoczynku!
Józefę słowa te oblewały rumieńcem. Zdawać się mogło, że wstyd jéj było wzywać współczucia choćby najbliższych. Żywo przerywała Annie:
— Nie żałuj mię, Andziu; o! proszę cię, nie roztkliwiaj się nade mną! Cóż mi znowu tak bardzo złego? Obejrzyj się dokoła! Każdy z nas żyje i pracuje nie tak, jak chce i jakby mu zdolności jego pozwalały, ale jak może... jak może! Jakież mam prawo żądać dla siebie nadzwyczajności?
— Ależ, — nieśmiało dodawała jeszcze Anna — ta wasza praca książkowa bardzo ciężka...
Tym razem Józefa żywym ruchem za rękę ją chwytała. Oczy jéj zapalały się.
— Nie, Andziu, nie! nie ubliżaj nauce! Jest ona zdrowiem, siłą, szczęściem... Gdybyś wiedziała, jak ją bardzo, bardzo pokochać można! Tylko, że teraz...