Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 353.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   345   —

— Jasiu, ciszéj jeszcze powtórzyła Anna, — ja niechcę ci dokuczać; ja wiem, że... tobie trzeba czego innego... Lecz chcę tylko zapytać cię, czy ty, Jasiu... tak sobie tylko... dla rozrywki, czy na seryo?...
Na żaden sposób jasno i płynnie wypowiedzieć nie mogła pytania swego. Głos jéj wiązł w gardle, stawała się co raz bledszą. Mirewicz, silnie zarumieniony, wstał. Wziął w dłonie swe obie ręce Anny i, cicho, prędko, mówić zaczął:
— Nigdy jeszcze w życiu nie skłamałem. Brzydzę się kłamstwem. To, o czém myślisz, poważne jest bardzo poważne. Czy myślisz, że ja także nie cierpię. Wiész przecież, że łotrem nie jestem, a ty... Jańcia... Ale trudno... Stało się! Są czasem konieczności... Zresztą, prędzéj czy późniéj, ona odjedzie z tąd, a ja? cokolwiek-bym przecierpiał, nie opuszczę cię, ani Jańci, nie...
Przestał mówić, bo ręce Anny wysunęły się z jego dłoni. Oczy jéj zaświeciły teraz w zmroku ogniem, którego dotąd nigdy w nich nie widział.
— Dziękuję ci, że powiedziałeś mi prawdę, — rzekła cichym, lecz pewnym głosem i, cicho, szybko odeszła. W téj-że chwili wszedł do pracowni Ożymski, a w głębi mieszkania ozwała się przyciszona, tęskna muzyka. Przy dochodzących tu dźwiękach muzyki téj dwaj przyjaciele długo i po cichu rozmawiali z sobą; szept Mirewicza zdradzał niepokój i rozdrażnienie; Ożymski pocieszał go i wymownie o czémś przekony-