Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 352.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   344   —

żegnać. Przed wieczorem zaledwie do mieszkania wróciła cisza. Lekarz odszedł, Kasia przestał biegać po lekarstwa, Paula siedziała w łóżku w alkowie swéj, blada i milcząca. Mirewicz siedział w pracowni, w zmroku, w posępnéj zadumie pogrążony. Być może, iż w umyśle jego, zdolnym i skłonnym do krytycyzmu, zrodziła się uwaga, że Paula, jako kobiéta wyższa, nie powinna-by się bawić w te podjazdowe batalie docinków i przygryzków, które on w myśli swéj poprostu „babskiemi” zazwyczaj nazywał. Powinna-by ona wysoko, wysoko wznosić się nad małostki takie. Z innéj przecież strony, w naturze tak bogatéj są sprężyny tak rozmaite, tak liczne. Anna! cóż? biedna, poczciwa, kochana Anna, nie może zrozumiéć ani jego, ani jéj, nie jest zdolną wznieść się do łagodnego wyrozumienia téj strasznéj, lecz zarazem roskosznéj sytuacyi, w któréj siłą konieczności, siłą obu natur swych znaleźli się, znaleźć się musieli!
Tak myślał, gdy nagle uczuł na ramieniu swém dotknięcie czyjéjś ręki. Podniósł głowę i ujrzał Annę, która stała przy nim i któréj twarz wydawała się w zmroku bardzo bladą.
— Jasiu — rzekła z cicha — chciała-bym z tobą pomówić...
Wiedział zawsze, że przyjdzie chwila, w któréj zechce ona z nim pomówić, zawsze myślał o chwili téj z przykrością i wdzięcznym był Annie, że dotąd jeszcze mu jéj nie sprowadzała. Milczał.