Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 319.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   311   —

dzisz, wzięłam z biblioteki jéj kilka książek i zaczęłam czytać... Nikt o tém nic nie wié... bo czytam wtedy, gdy oni są na spacerze, a gdy mają już wracać, książki pocichutku na miejsce odkładam. Oni wiecznie na spacerach... jak tylko obiad zjedzą, idą i aż na herbatę, a czasem i około północy wracają. Miasto studyują... ja tymczasem czytam, czytam, gospodarstwa i dziecka zaniedbuję, a czytam, i tak już jest dni z dziewięć...
— I cóż?
— A cóż? — z rozpaczliwym giestem odpowiedziała Anna. — Nic. Ale to, wiész moja droga, że nic a nic. Czy już ta moja głowa taka tępa, czy to nieprzyzwyczajenie robi, ale nic nie rozumiem i nic nie pamiętam. Jednę stronicę przeczytam czasem dwadzieścia razy i ot tak, jakbym jéj wcale nie czytała... Wiem, że to o jakichś dzikich ludziach i o jakichś robakach, ale mówić o tém sposobu niéma, bo jedno drugiego w głowie nie trzyma się... poradź ty mi, Józiu, co tu robić?
Trochę jeszcze rozśmieszona, Józefa, szyję jéj ramionami objęła i w czoło ją pocałowała.
— Co tu robić? porzucić tę niemożliwą robotę. Ona nie dla ciebie. Nauczyłaś się za młodu krawiectwa i umiész suknie szyć. Mężatką będąc, z dzieckiem i gospodarstwem dużo zajęcia masz. Książki te nie dla ciebie. Gdybyś nad niemi nietylko dziewięć dni, ale dziewięćdziesiąt dziewięć lat mozoliła