Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 305.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   297   —

— Ależ, mój Jasiu! Ja byłam przecież mężatką!
Podskoczył aż ze zdziwienia.
— Jakto! owdowiałaś, czy rozwiodłaś się? Powiedziałaś mi przecież panieńskie swoje nazwisko...
— Bom go wcale nie zmieniała.
— Więc jakże?
Szeroko wciąż otwartemi oczyma na niego patrząc, śmiać się zaczęła głośno, serdecznie. Prędko jednak uspokoiwszy ten wybuch wesołości, stała się nawet poważną.
— Wy tu tego nie znacie — zaczęła — ale ty, Jasiu, zrozumiész... Poznaliśmy się, pokochali, i cóż? czy mieliśmy zaraz na wieki świat sobie zawiązywać? czy mieliśmy, jak owce Panurga, iść śladem całego stada? Zresztą on, gdyby i chciał, nie mógł-by, bo był z bogatéj familii, która-by za nic mu nie pozwoliła... A ja, ja byłam dumną, że mogłam jawnie i otwarcie dać dowód niepodległości mojéj, i stanąć wobec świata, jako przedstawicielka uswobodnienia kobiety z pod jarzma zwyczajów i przesądów... Szczęście nasze trwało dwa lata...
— A potém? — gorączkowo zapytał Jan.
— A potém — splatając ręce na sukni, odpowiedziała spokojnie — przestaliśmy podobać się sobie i rozeszliśmy się.
Jan, ze spuszczonymi oczyma, milczał i myślał. Z razu, jakoś mu się to nie zdawało... O wolnéj miłości, o małżeństwach, tak zwanych na wiarę, słyszał,