Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 279.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   271   —

— Patrz, Jasiu! patrz! — zawołała znowu i stanęła.
Tymczasem i on patrzał także, a nawet wzrok jego rozjaśnił się i ożywił znacznie. Widoczek, który zwrócił uwagę ich, nie przedstawiał nic osobliwego. Był tam nieduży kawałek przezroczystych zielonych sztachet, a za niemi, w głębi małego ogródka, szary dom z sześciu oknami i gankiem o dwu słupkach. Przez pootwierane naoścież okna domu widać było białe firanki, błyszczący samowar z imbrykiem i tylne poręcze sprzętów, w ogródku rosły dwa klony, z gęstemi i rozłożystemi gałęźmi, a na kilku klombach kwitły lewkonie, astry, bratki i wysmukłe sztamowe róże. W téj chwili właśnie, młoda służąca, bosa i z rozczochraną głową, i dorastająca panienka, w różowym perkalu, zajęte były w ogródku polewaniem kwiatów, a siwy jegomość jakiś, na ganku siedzący, z ogromnemi okularami na nosie, wczytywał się pilnie w grubą książkę, w któréj, po tęczowych jéj brzegach, zdala poznać można było zbiór ustaw prawnych.
Czy podobna, aby tak niezmiernie skromny widoczek mógł kogokolwiek zachwycić i przykuć do miejsca. Widocznie jest to możliwém, bo przebywająca miasto małżeńska para stała przed zielonemi sztachetami, jak przykuta do miejsca, i w zachwycenie wprawiona kobieta, nietylko wytrzeszczyła szeroko swoje ładne oczy, ale nawet otworzyła nieco usta i we wpół