Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 276.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   268   —

konie drzémią, a dorożkarze w czerwonych pasach, nie mając nic innego do robienia, drzémią także; kiedy co chwila w rękach przechodniów ukazują się białe chustki, ocierające kroplisty pot z mizernych, rozpalonych, skrzywionych twarzy, albo, w pobliżu leniwie ciekących rynsztoków, przyciskające organ powonienia: wtedy, spada na miasto ocean ciężkiéj, suchéj, dławiącéj i beznadziejnéj nudy. Tam, kędyś, nad szerokiemi polami płyną wysoko różowe puchy obłoków; na zachodzie, łagodzone przez liliowe błękity nieba, wieszają się świetne tęcze z purpury i fioletu, albo ogromne, ciemne, złotem obrębione chmury, rysują fantastyczne lasy i zamczyska; upajające wonie i świeże powiewy nadchodzącego wieczora płyną powietrzem... Gdzieindziéj znowu, w murach miast wielkich i ludnych... Tu — nic. Wprawdzie, od czasu do czasu, ku rozweseleniu publicznego ducha, w czémś nakształt ogrodu, huczéć i dąć zaczynają instrumenta wojskowéj orkiestry, a przy energicznych dźwiękach tych, małomiejskie lafiryndy osoby swe wraz z akcesoryami z rozkoszą roztaczają przed wzrokiem oficerów, brzęczących ostrogami, urzędników w binoklach, i rzadszych już dygnitarskich okazów, które, oprócz binokli, noszą jeszcze na obliczach swych długie, śpiczaste bokobrody. Wprawdzie, w dość gęsto po mieście rozstawionych budkach z sodową wodą, czarowne Fryny w loczkach i kokardach świegotliwe rozhowory toczą z niezbędnymi, na każ-