Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 275.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



I.

Nigdy miasteczko nasze nie przedstawia tak doskonałego obrazu jałowéj i skwarnéj pustyni, jak w dnie letnie, w porze zachodu słońca. Bóg widzi, że nie jest ono nigdy ani świetném, ani wesołém; lecz, kiedy po dniu upalnym tumany kurzu i wyziewy kuchenne obejmują je, niby wysokim kloszem z brudnego szkła, kiedy rozpalone kamienie bruku zieją suchym skwarem, a ostatnie blaski słońca jaskrawą łunę rzucają na białe ściany kościołów i kamienic; kiedy chodniki ulic głównych zalegną czarne gromady przechadzających się żydów w długich chałatach, i żydówek w aksamitnych paltotach i kapeluszach z kwiatami, na placach chmary żydziąt gonią się i wywracają w krztuszącéj kurzawie, a na bocznych ulicach krowy, wracające z pastwiska, poważnie kroczą i z przeciągłém ryczeniem do bramy domostw pochylonemi łbami uderzają; kiedy tu i owdzie gromady jednokonnych doróżek stoją jakby w zaklętéj nieruchomości,