Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   254   —

Nigdy jeszcze nie pragnął tak bardzo przekonać jéj i skłonić w kierunku chęci własnych. Po chwili, jakby podraźniony tém, że mu nie odpowiadała, zapytał:
— A może ci żal jeszcze porzucać rodzinne miejsce swe, ludzi, wśród których żyłaś dotąd, i te, jak mówią poeci, nieba ojczyste?... Jeżeli tak jest, słuchaj!..
Tu na oścież otworzył okno, za którém w dole ciągnęła się pusta teraz i cicha ulica, a w górze piętrzyły się dachy starych kamienic, z popękanemi ścianami i monotonnemi rzędami ciemnych okien.
— Czy słyszysz! — mówił — jak tu cicho... cicho... cicho...
I, przejmując się sam uroczystością głębokiéj istotnie ciszy, dodał:
— Jak w grobie!
— Słuchaj! — powtórzył — to grób, w którym nikt żywego nie podnosi głosu. Tu wszystko zdaje się spać z niememi usty, bez ruchu ni walki, bez dążenia na przód. Tu nikt nie dąży do niczego więcéj, jak do możności spokojnego zasypiania codzień pod jakim kawałkiem dachu i do bezpiecznego spożycia kęsa chleba, za który nieraz oddać musi rozum swój, swobodę i ludzką swą dumę. Dlaczego tak jest? Mniejsza o to. Stare to dzieje, które nas, nowych ludzi, nie obchodzą wcale, i łamanie sobie głowy nad pytaniem tém było-by daremną stratą sił. Ale tak jest... Miejsce więc tu nie dla nas...