Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 251.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   243   —

i wbiegła na szczyt zielonego wzgórza. On pobiegł za nią.
— Jak tu pięknie! — mówiła, rozglądając się dokoła — czy czujesz, jak tu dobrze i łatwo oddychać? czy widzisz, jak sosny te silnie się odbijają na kryształowo-błękitném tle powietrza? Jakie chmury tam... na zachodzie... niby ponure zamki z krwawemi ścianami, albo góry, u szczytów obrębione złotem! Co tu ptaków! i jak one wesoło świergocą! Czy pomiędzy niemi niéma nierówności i niesprawiedliwości do poprawiania, ani głupstw i przesądów, z któremi walczyć każdy powinien! O, mój Julku, jaki ten świat piękny! dlaczegoż na nim droga do prawdy taka trudna? jak błogo jest oddychać i żyć na łonie natury, któréj poprawiać i z którą walczyć nie trzeba!
On zwykłym sobie, pedantycznym nieco tonem, zaczął:
— Mylisz się! naturę także zwalczać i poprawiać należy, i nietylko tę zewnętrzną, która istnieje wkoło nas, ale i tę wewnętrzną, która objawia się w skłonnościach i pojęciach, wlanych w nas przez ciemne wieki... Prawo dziedziczenia, to wielkie i zdumiewające zjawisko przyrody, wyjaśnia nam...
Nie skończył, urwał nagle, a nawet, gdy mówił jeszcze, znać było, że myślał o czém inném. Patrzał na Lusię nie tylko uparcie, ale nawet z wytężeniem takiém, że zdawało się, iż niepodobna mu było wzroku od niéj oderwać. Dziewczyna zdjęła malutki ka-