Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   219   —

ulicy, w kościele, w jakich żółtych ścianach, młodzieńca, obdarzonego przez naturę ładnemi wąsikami i talentem do zawracania głów dziewczętom, zakochasz się w nim, on się w tobie zakocha, ksiądz zwiąże wam ręce stułą i zacznie się... zacznie dla was to, jak je tu nazywacie, rodzinne życie, pełne garnków, kołysek, kłótni... i pracy téj, co w oczach naszych, w oczach nowych ludzi, jest samolubném i daremném marnowaniem sił i czasu...
Tu umilkł, bo Lusia pochwyciła go za obie ręce.
— Julku! — zawołała — nie szydź ty ze mnie, nie pomiataj tak moją przyszłością... ja na to nie zasługuję! Byłam towarzyszką twoich prac i myśli dziecinnych; czuję, że i teraz godna jestem, abyś mówił do mnie na seryo i dzielił ze mną wiedzę swoję... A wierz mi, ja niczego nie pragnę, tylko uczyć się, wiedziéć... ach, wiedziéć wszystko i żyć wzniośle, żyć wszystkiemi siłami, które czuję w sobie... Wiész? Przez ten rok, gdy ciebie tu nie było, uczyłam się, jak mogłam i czego mogłam, czytałam, myślałam... Nie mając z kim rozmawiać tak, jak z tobą tylko rozmawiałam, noce całe leżałam nieraz, nie śpiąc i patrząc w ciemności, na których tle zjawiały mi się dziwne obrazy... ale nie takie, nie takie, o jakich tylko co mówiłeś... Widywałam walki jakieś krwawe, potężne, wiedzione przez rycerzy, którzy nieśli sztandary z wypisanemi na nich wielkiemi słowy; widywałam jakiéś tłumy blade i znędzniałe, wyciągające ręce ku