Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   212   —

Julek uśmiechnął się wzgardliwie i zwrócił się do ojca:
— I ojcu nigdy nie przyszło na myśl, że różnice, zachodzące pomiędzy położeniem ich i ojca, są krzyczącą niesprawiedliwością?
Pan Marceli ze zdziwieniem popatrzał na syna, a gdy nakoniec wyrozumiał myśl jego, wzruszył z wolna ramionami i odpowiedział:
— Nigdy nie zazdrościłem nikomu...
— Zazdrościć — z giestem przerażenia zawołała pani Aniela! — Juleczku! jak można przypuszczać, aby ojciec twój pożądał cudzego dobra?
Z odcieniem niecierpliwości, doznawanéj zwykle przez ludzi, którzy czują się niezrozumianymi, syn odrzucił:
— Ależ, moja mamo! co to jest: cudze dobro? Ziemia jest wspólną własnością... Ale, poco ja o tém mam tu mówić? Tu nikt nie rozumié rzeczy takich, ani się niemi zajmuje. Ojciec i mama spleśnieliście w swojém ciasném, mieszczańskiém życiu i, aby zrozumiéć nowy świat i nowych ludzi, braknie wam już siły...
Pani Aniela szeroko otworzyła oczy i usta; pan Marceli spójrzał na syna i, ze wzrokiem wlepionym znowu w talerz, z cicha wymówił:
— Nie powiedziałeś mi nic nowego... wiem o tém dawno, że jestem ciemny i głupi... wolał-bym jednak, abyś ty mi tego nie mówił...