Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   177   —

już pisać, to jest: co chwila porywali dykcyonarze i, po mozolném a długiém przewracaniu kartek, zapisywali znalezione tłómaczenia niezrozumiałych dla nich wyrazów.
Tłómaczyli. Po skończonéj robocie, przed oczyma ich leżała mozaika wyrazów, najdziwaczniéj powiązanych, w którą przez parę minut wpatrywali się oboje szeroko rozwartemi oczyma.
Czytali wykonane przez się prace, odczytywali je półgłosem, aż nakoniec jednocześnie podnieśli głowy, spójrzeli sobie w oczy i wybuchnęli głośnym śmiechem. W śmiechu tym, jakkolwiek wychodził on z ust dziecinnych, było coś gorzkiego.
— Zrozumiałaś? — krótko zapytał Julek.
— Bardzo mało — z cicha odpowiedziała dziewczynka. — A ty?
— Prawie nic.
Udzieliwszy odpowiedzi téj, z wielką powagą założył nogę na nogę, rozpostarł się na swém kulawém trochę krześle, i z zastanowieniem, na sposób gdérliwych starców, głową trzęsąc, mówić zaczął:
— I powiedz mi, po co to wszystko? Czy ja kiedy będę żył na 1500 lub 760 lat przed Narodzeniem Chrystusa Pana? Przecież żyję teraz i chciał-bym wiedziéć, co właściwie teraźniéjszy świat robi? A tu ani rusz. Nauczyciele — nie nauczyciele, i rodzice... nie nauczyciele. Od nikogo nie dowiész się nic; sam