Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   123   —

mu przyszło na myśl zapytać siebie: co z tego będzie? Miał jeszcze o czém przeżyć tydzień, dwa, a potém... o! strumieniu, który na falach swych uniosłeś w krainy nieznane wszystkie bogactwa i ukochania człowieka tego, z czołem zoraném i wąsem, jak śnieg białym, przybywaj!...
Z czołem zoraném i białym wąsem, melancholijnie na pierś opadłym, z twarzą znieruchomiałą i dłońmi bezwładnie na kolana opuszczonemi, Otocki siedział w najętéj izdebce, zimnéj, mrocznéj, i nieustannie, z wyrazistością nigdy przedtém niebywałą, słyszał dokoła siebie szum starych lip, klonów i topoli. Lipy były rozłożyste i gwarzyły najgłośniéj; klony zaś, osypane drobném, żółtém kwieciem, kłaniały się z dala topolom tak połyskującym, jakby je kto był w roztopioném srebrze zanurzył. Jabłonie, grusze, śliwy, rosnące pośród ogrodowych kwadratów, prawiły o czémś ciszéj i skromniéj, a szepty ich, niesione wiatrem, łączyły się w powietrzu ze smutnym szmerem, stojącéj po polach, samotnéj i dzikiéj braci. Wśród szumów tych, które gammą spadów i tonów przerozmaitych toczyły się w powietrzu, kędyś, nad strzechą jakąś zapewne, klekotać zaczął bocian i klekotał wciąż, coraz zawzięciéj i doniośléj, a gdy milkł na chwilę, z-za drzew i strzech, z nad runi zielonéj, z błękitnego powietrza, dolatywało cichutkie, srebrne dzwonienie skowronka.. Otocki wsłuchywał się w ota-