Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   106   —

nęło młode chłopię kościelne, z połyskującemi w cieniu kościelnemi naczyniami i z cicha podźwiękującym jeszcze dzwonkiem.
Ludwisia podniosła głowę i przeraźliwie krzyknęła:
— O Jezu miłosierny! ksiądz proboszcz z Panem Bogiem do mojéj pani już przyszedł.
Na krzyk ten, Dyrkowa oczy otworzyła, a ujrzawszy księdza, nagłym ruchem wyciągnęła ku niemu ręce, i szeptem głośnym, wyraźnym, zawołała:
— Ojcze mój! nic nie pamiętam! Niech tak Bóg dziecku memu litośnym będzie, jak ja nic nie pamiętam, ani com zgrzeszyła, ani com przez całe życie robiła... Nic nie pamiętam, oprócz nieszczęścia jego, synka, robaczka, kochanka mego biednego...
Coraz głośniéj i z coraz gwałtowniejszemi giestami rąk, podnoszących się w górę, to rozkładających się w rozpaczy, to splatających się jak do modlitwy, mówiła daléj:
— On żebrak teraz... książę mój żebrak... Anioł mój, z nieba wysokiego strącony... Co z nim będzie? co z nim stanie się? kto główkę jego przytuli? kto smutki jego zagoi? Dokąd go biedne nóżki jego zaniosą, kiedy on nie ma już domu, ni łomu, i kawałka chleba nie ma... i nic nie ma!... Serce jego zranili, bohdankę mu odebrali i wszystko od niego uciekło, a ja, matka, dopomódz mu nie mogę i w nieszczęściu a opuszczeniu zostawić go na tym świecie muszę, a sama iść do króla niebieskiego skarżyć się na