Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

— Wszystkie pieniądze, synku! — odpowiedziała.
Podniósł obie ręce do głowy i spiętrzył niemi wysoko bujne swe włosy.
— Mamcia złą chwilę do żartów wybrała — sarknął — mnie serce i głowa pękają a mamcia żartuje sobie... — Moja mamo — dodał łagodniéj — proszę, pozwolić mi pójść tam i samemu poszukać!...
— Idź, synku, szukaj! — ledwie dosłyszalnie rzekła kobieta.
— A klucze?
Dziwny uśmiech przewinął się po ustach jéj białych i kurczowo ściągniętych.
— Niezamknięte! — rzekła.
Milord poskoczył do sypialni matki swéj i począł tam otwierać skrzynie jedne po drugiéj. Wszystkie były puste. Tu i owdzie jeszcze, na dnie któréj ze skrzyń mniejszych, leżały rzucone niedbale: łachmany staréj odzieży, obuwie podarte, sztuk parę grubéj bielizny, ale dawnéj obfitości zasobów najrozmaitszych, ani téż pieniędzy, nie było śladu. Milord długo bawił w izbie ze skrzyniami. Przejrzał wszystkie kątki jéj, zaglądał do kilku pustych worków, szukał w zeszczuplałéj dziwnie matczynéj pościeli... nakoniec wyszedł. Wyszedł z twarzą bladą jak chusta, z szeroko od zgrozy roztwartemi oczyma i z włosami, które jeżyły się wysoko i w nieładzie nad posępném czołem.
Stanął przed matką i rzekł zdławionym głosem: