Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   99   —

Odgłos łkania jego obudził Dyrkową ze stanu skamieniałości, w jaki popadła. Podniosła się ze stołka, wysoka, sztywna, prosta i, uczyniwszy kroków parę bez słowa, jęku ni łzy, zarzuciła mu na szyję ramiona. On znowu ręce jéj obie pochwycił i, całując, mówił:
— Niech mamcia odda mi wszystkie te pieniądze, które u mamci są... Ja niemi długi moje popłacę... one dla mnie deską zbawienia będą...
Dyrkowa opuściła ramiona, odwróciła się i poszła do sypialnéj swéj izby. Milord popatrzał za nią oczyma, pełnemi łez jeszcze, ale téż i nadziei widocznéj.
Po krótkiéj chwili Dyrkowa wróciła, niosąc w ręku dwie czy trzy asygnaty storublowe i, milcząc, trzęsącą się ręką, podawała je synowi. Pieniądze te pochodziły z plonów źle uprawionego w roku tym ogrodu, z ostatków wyprzedanego gospodarstwa, z głodu, nakoniec, który matka ta cierpiała przez rok cały, z zimna, od którego trzęsły się stare jéj kości, z łachmanów, które je przyodziewały.
Milord z osłupieniem patrzał na podaną sobie drobną sumę, nie dotykając jéj.
— Co to? — zapytał, — co to takiego mama mi daje?
— To już wszystko! — szepnęła Dyrkowa i, osuwając się na stołek, upuściła z rąk pieniądze.
— Jakto wszystko? co wszystko? — zawołał.