Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   94   —

Lato minęło, i był to dzień jesienny, biały i chłodny. Dyrkowa siedziała na zwykłém miejscu swém przed piecem, lecz ani przędła już, ani zwijała, od czasu do czasu tylko poprawiała skąpy ogień, palący się w piecu, i mieszała w malutkim garnuszeczku gotującą się garstkę fasoli. Ludwisi nie było w izbie. Przed chwilą wyszła była z wiaderkami po wodę, u nóg staréj kobiety siedział tylko, z pyskiem ku ziemi zwieszonym, wielki Bryś czarny, wychudły i zesmutniały, a na półce pomiędzy garnkami, z cicha od czasu do czasu gruchała para siwych gołębi. Pies ten, ptaki te, i ów jeszcze kotek żółty, którego jednak w izbie nie było, bo przepędzał on większy część czasu na wyszukiwaniu sobie pożywienia, przedstawiały wszystko już, co pozostało z zamożnego niegdyś gospodarstwa staréj mieszczki. Znikły z niego już od dawna sprzedane kury czubate, umilkło na strychu rozgłośne śpiewanie kogutów, stado różnobarwnych gołębi nie unosiło się nad dachem domowstw kolistym, wysokim lotem. Chciała ona była nawet odprawić psa i sprzedać siwe gołębie; ale Bryś, po kilka razy oddawany sąsiadom, wracał zawsze i przypełzał jéj do stóp z cichém skomleniem, a ptaki, wyhodowane przez nią i wypieszczone, wyrwały się z rąk sąsiadki, któréj sprzedać je chciała, zleciały na jéj ramiona, i póty dziobały siwe jéj włosy i zaglądały w oczy z nieśmiałém gruchaniem, aż pogładziła je wychudłą dłonią i powiedziała: