Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

Odtąd ze starego domowstwa wychodziła co trzeci dzień mała, przygarbiona istotka, z prząsłami o dwóch wiaderkach na chudém ramieniu i, przygniatana ciężarem swym, dążyła ku odległéj studni. Gdy wracała, tchu nie stawało we wklęsłéj jéj piersi, a żółta twarzyczka oblaną była krwawym rumieńcem. Dyrkowa spotykała ją na środku dziedzińca, brała z ramion jéj prząsło z wiadrami, i sama wnosiła je do izby. Potém ujmowała w obie dłonie głowę gorliwej pomocnicy swéj i całowała ją w czoło. Pocałunek ten rozlewał na zmęczoną twarz Ludwisi radosne i tkliwe światło. Głośno jeszcze dysząc i ręką wspierając się o ścianę, bo na nogach ustać ze zmęczenia nie mogła, zapytywała cichym głosem:
— To dla księcia naszego, prawda pani?
— Prawda, kochanko, dla niego! wszystko dla niego!
— No, to i dobrze! — mówiła Ludka.
Książę tymczasem co dwa tygodnie lub trzy, a czasem i rzadziéj, przyjeżdżał do matki, jak dawniéj, powozikiem swoim, z karoszami, seterami, kozaczkami i wszelkiemi innemi przynależnościami. Dyrkowa oczekiwała go teraz nie ze spokojną tęsknotą, jak dawniéj, ale z widocznym, trwożnym niepokojem. Usłyszawszy turkot powozu jego, zapalała wnet stearynową świecę, czekającą w szafie przybycia jego, i rozkazywała Ludce coprędzéj nastawiać samowar,