Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —

iła... patrzałam na nie, kiedy mój średni, Fortunek pod okiem mojém uczył się kwiatki i warzywo sadzić, i kiedy, w goryczce śmiertelnéj leżąc, rączyny swoje wychudłe na szyję móję zarzucał... patrzałam na nie, kiedy Mateusz mój kochanką swoją i lubcią mię nazywał, i kiedy oczy swe do snu wiecznego zamykał... Oj! garnki to niby, garnki... nieżywe, gliniane czerepy, a jednak świadki doli méj i niedoli, pustot moich młodych i łez macierzyńskich i żoninych...
— Pani! pani! — piskliwie zawołała mała, żółta ta twarzyczka, ku płomieniom zbliżona, — kartofelki czas jeść... już ugotowały się zupełnie.
— Czas! no, to odstaw od ognia i w miskę włóż. Choć mnie i jeść nie chce się, taka zmartwiona jestem, że księcia mego dziś znowu nie zobaczę... I pan Andrzéj nie przywlókł się jakoś dzisiaj... no, może jeszcze przywlecze się... godzina nie późna...
Jak na zawołanie, wiszący w kącie izby wielki zegar, z bukietem róż na cyferblacie, wybijać zaczął godzinę. Uderzył razy ośm.
— Ósma, — pisnęła Ludwisia, która z garnkiem, pełnym ugotowanych kartofli, stała przed piecem, dopóki zegar bić nie przestał, — ósma... chwała Bogu, za godzinę już spać...
— Ciii! — syknęła Dyrkowa, — słuchaj!
Pochyliła ucho do okna.
— Słyszysz?