Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Żeby nie ty i nie Julek...
Nie dokończył, bo w téjże chwili pani Aniela, czarodziejską mocą jakąś uśpiona, zachrapała przeciągle i głośno.
W taki to sposób płynęło życie Ryżyńskich, a wszystkie dnie były tak zupełnie do siebie podobne, jak na jeden sznur znizane, doskonale dobrane paciorki. Zrana pani Aniela była bardziéj jeszcze zajętą, niż wieczorem. Paliła sama w piecach, chodziła do miasta po sprawunki, zamiatała pokoiki, nakoniec gotowała obiad, a doglądając sporządzanéj żywności, szyła, prała, prasowała... Trudno było powiedziéć na pewno, czy, spełniając wszystkie czynności te, które zazwyczaj spełnia osób kilka, wesołą była, czy smutną; bo trzy owe głębokie fałdy, przerzynające jéj czoło, sprzeczały się zawsze ze świetną świeżością jéj cery, a szczególniéj z ustami, tak skoremi do uśmiechu, że spotykała z nim każdego, ktokolwiek zjawił się na progu kuchenki.
Małe zmiany w trybie tym życia zachodziły tylko w niedziele i dnie świąteczne; w dnie te bowiem pan Marcelli, wolny od zajęć biurowych, sypiał długo, a spędziwszy ranek w jednéj z miejskich cukierni, gdzie dla odmiany czytywał gazetę inną, niż ta, którą miał w domu, wieczorem szedł do którego z kolegów swych na preferansa. Preferans, po dziesiątéj części grosza punkt, nie trwał nigdy dłużéj, jak do północy; pan Marcelli jednak, wróciwszy do domu, przeciągał się, poziewał i mówił do żony:
— O, jakżem się znudził i zmęczył!
Jednakże w niedzielę następną grał znowu, z razu z ochotą i ożywieniem, rad jakby urozmaicenia, jakie gra wlewała w monotonność jego życia; obojętnie potém i ze