Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sów, jakie cię często napadają, sądziła-bym, żeś dostała pomieszania zmysłów.
Kornelia rzuciła na matkę jedno z tych spojrzeń ukośnych, migotliwych, w których wewnętrzne podrażnienie i tajona złośliwość łączyły się i kłóciły zarazem z dziecinną swawolą i pustą ochotą do śmiechu. Ten ostatni przeważył-by zapewne, bo na drżących przed chwilą od żalu wargach zaigrał już rój uśmieszków, i pierś, tylko co wzdymana łkaniem, drgała rodzącą się w niéj gamą głośnego śmiechu, gdy nagle w drzwiach salonu stanęła trzecia osoba.
Trzecią osobą tą był młody i bardzo przystojny mężczyzna, w wykwintném ubraniu i z kapeluszem w ręku.
Stanął w progu i wlepił wzrok w Kornelią, nie zdając się nawet spostrzegać obecności jéj matki. Kornelia spojrzała także na niego, cofnęła się o parę kroków, jakby w wielkiém zadziwieniu, i z ust jéj wyrwał się głośny wykrzyk. W wykrzykniku tym było zdziwienie, przebrzmiał smutek i dźwięczała radość. Ostatnie uczucie przeważało dwa piérwsze.
Pani prezesowa krzyknęła także, ale w jéj głosie gniew przygłuszył wszystkie inne, jakie być mogły, uczucia.
Młody mężczyzna postąpił kilka kroków na przód, głęboko skłonił się przed panią prezesową, a potém zbliżył się do Kornelii i, rękę jéj niosąc do ust, wymówił: