Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 221.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych domów miasta, a przenikając podwójne szyby i srebrzystą tonią oblewając drobne listki ustawionych pod oknem mirtów i róż miesięcznych, spuszczała się na posadzkę, i misternie utkaną draperyą zwieszała się na ścianach niewielkiego pokoju. W pokoju tym siedział starzec z włosami i brodą, którym światło księżyca dawało połysk srebra. Plecami wsparł się o wysoką poręcz staroświeckiego fotela, ręce nieruchomo splótł na kolanach, i dumał. Przed starcem, na stole leżała książka otwarta, którą snadź czytał, aż do dnia schyłku, a na książce spoczywały okulary, wierne ochroniciele zmęczonego wzroku, i spoglądały w głąb’ pokoju oczyma, rozżarzonemi przeglądającym się w nich figlarnie promykiem księżyca.
W przyległym pokoju dały się słyszéć śpieszne kroki; szelest, jaki sprawiały, zwiastował stopy kobiety młodéj, a jednak było w nich coś, co mówiło o jakimś, ku ziemi tłoczącym je, ciężarze. Starzec podniósł głowę.
— Czy to ty, Józiu? — zapytał, zwracając twarz ku drzwiom w pół otwartym.
— Ja, ojcze! — wymówił w progu głos łagodny, w którym te same co w stąpaniu zabrzmiały echa ciężkiego przygnębienia. Zarazem w świetle księżycowych promieni ukazała się smukła postać dziewicza, i z wolna, cicho, postąpiła w stronę starca.