Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dmy? luba, kochana waryatko! — krzyknęła pani prezesowa.
— Trzydziesty siódmy raz wylicza mama przede mną te wszystkie swoje dobrodziejstwa od czasu, jak jesteśmy w tém mieszkaniu. Rachuję pilnie, i ani jednego razu nie dołożyłam.
I znowu zaśmiała się głośnym śmiechem, który stanowił dziwny uplot naiwności dziecięcéj, ironii, pustéj wesołości i namiętnego prawie bólu.
— Może zaprzeczysz, że nie były to z méj strony dobrodziejstwa? że nie ponosiłam ogromnych trudów? że mnie to połowy zdrowia nie kosztuje? — wołała pani prezesowa, starając się głosem swym zagłuszyć śmiech córki.
— Zdaje mi się, że razem ze mną i mama wcale nieźle się bawiła — przestając śmiać się, wyrzekła panna Kornelia, i zaraz potém zanuciła piérwsze takty walca Il Baccio.
— Czy będziesz ty mnie dziś słuchała! — krzyknęła pani prezesowa.
— Słucham — odpowiedziała panna Kornelia, i znowu wyprostowała się z powagą.
— Masz tedy, luba kochaneczko, dwadzieścia dwa lata — mówiła pani prezesowa tonem, w którym ironia łączyła się z łagodnością, którą przybrać wyraźnie usiłowała — masz tedy, luba kochaneczko, dwadzieścia dwa lata — powtórzyła jeszcze dobitniéj i podniosła w górę żółty pomarszczony palec — przez pięć