Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sposób, który odejmował jéj wszelkie podobieństwo do karmelka — gdyby twój kochany ojczulek nie był rozrzucał pieniędzy nakształt plewy, miały-byśmy za co jeździć do Warszawy i wszędzie...
— Ach, mój Boże! niech téż już mama da święty pokój biednemu ojcu, który nie wstanie przecie z grobu, aby słuchać wiecznych wyrzutów mamy, jak to czynił za życia — przerwała panna Kornelia.
— Wyrzutów! wyrzutów! — wołała pani prezesowa — alboż nie zasługuje na nie! Wniosłam mu przecie 300,000 złp. posagu! gdzież one są teraz? gdzie? gdzie?
— Ja sądzę — ozwała się panna Kornelia, nie opuszczając wzrokiem sufitu, — ja sądzę, że przecież i mama nie była bez udziału w téj ruinie, o którą obwinia ojca...
— Ja!? — krzyknęła pani prezesowa, zrywając się z krzesła i pochylając ku córce swą szczupłą, maleńką postać — ja? ja? — powtarzała. — I jakiż to ja w téj ruinie mogłam miéć udział, moja panno? Wniosłam twemu ojcu 300,000 złp. posagu, a oszczędzałam się zawsze, jakby najprostsza szlachcianka. Nigdy nie miałam w garderobie mojéj więcéj jedwabnych sukien nad piętnaście, albo najwyżéj dwadzieścia; raz w rok tylko wyjeżdżałam za granicę; pięć zim tylko przepędziłam w Warszawie; cóż to wszystko znaczy? mów! mów!
Zamiast odpowiedzi, znowu zabrzmiały w salonie