Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sowéj. Tak cofając się i z coraz ponawianemi ukłonami ustępując z placu, dotarł do miejsca, na którém stała muza, w sukni z ogonem. Ale tu właśnie znalazł się w położeniu żołnierza, który, uciekając od kul karabinowych, wpada pod ogień działowy. Albowiem cóż znaczyły dygi i uśmiechy zmarzniętéj pomarańczy, w porównaniu z tym uśmiechem rozkosznym, z jakim zwróciła się ku niemu wygnana z mahometańskiego nieba huryska? A źrenice aksamitne? a płonące w nich gwiazdy złote? a perełkowe ząbki, które pokazały się z za warg koralowych? Wszystko to wielce, o! wielce przyczyniło się do tego, że doktor Władysław, skłaniając się przed panną Kornelią, wymówił:
— Będę miał szczęście paniom jutro złożyć moje uszanowanie!
Panna Kornelia skinęła główką i podała mu rączkę.
— Pomówimy o sztuce! — rzekła.
— O, pomówimy! — odrzekł doktor Władysław.
— Kornelka pasyami kocha sztukę! — zawołała pani prezesowa, która dosłyszała ostatek rozmowy. — Przychodźcie państwo do nas, przychodźcie, jak najprędzéj; Kornelka będzie wam grała i śpiewała.
— Pani śpiewa! — zawołał doktor Władysław.
— Trochę — odrzekła panna Kornelia.
— Przyjdźcie, lubi, kochani państwo! I po wyda-