Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pociągów. Stróż, ujrzawszy kobietę, szybko ku rogatce nadchodzącą, zawołał:
— Nie wolno!
O kilkanaście kroków od rogatki stanęła, a rozwiązawszy chustkę, którą w ręku niosła, wyjęła z niej sporą kromkę czarnego chleba, którą szczyptą soli posypała i jeść zaczęła. Od wczorajszej wieczerzy nic w ustach nie miała... Jadła więc i rozglądała się dokoła. Wtem, tuż za nią, męski głos jakiś zapytał stojącego u rogatki stróża:
— Co to znaczy? W tej porze pociągi nigdy nie przychodzą... Jakiż to będzie pociąg?
Stróż odpowiedział:
— Żołnierski. Rekrutów gdzieś powiozą...
Krystyna wstała, jakby w słup przemieniona. Zapewne pytała sama siebie, czy to te żołnierze, z któremi Filipek jej na skraj świata miał odjechać? — Nagle czarny komin zapiszczał przeraźliwie, długo; pisk ten powtórzył się jeszcze razy parę i pociąg wysuwać się zaczął, coraz prędzej... coraz prędzej sunął po żelaznych szynach... pół minuty, a za spuszczonym dziobem rogatki przeleciało wszystko... Długi szereg czarnych, zamkniętych, wozów, a przez okna widać było mnóstwo twarzy, z krótko przystrzyżonemi włosami i tłumnie patrzących przez małe okienka, i słychać było pieśń żołnierską, huczną, wesołą, a jednak tu i owdzie przetykaną jękliwemi tony, niby z rozhukanych piersi rwącemi się krzykami bólu... Zaszumiało, zatętniało, zaśpiewało i — poleciało.
Twarz Krystyny stanęła w ogniu, a zmarszczki drgały na niej, jak struny, gwałtownie. Niby żelazne jakieś kleszcze ścisnęły jej serce i zdjęła ją taka żałość, że byłaby z rykiem płaczu na zżółkłą ziemię upadła. Wydało się jej niby, że w jednym z tych czarnych wozów Filipek na skraj świata odjeżdżał,