Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dodała: — Ostańcie z Bogiem, Mikołaju!
— Z Bogiem! z Bogiem!
Sam jeden na progu chaty zostawszy, ręce na kolana złożył i zamyślił się. Czekał jeszcze na kogoś, bo wciąż na drogę spoglądał. Doczekał się nakoniec. Spóźniona fura siana sunęła zwolna ku jego chacie. Człowiek, siedzący na wierzchu fury, pozdrowił go wyrazem:
— Niech będzie pochwalony!
— Na wieki! Jasiek?
— A ja!
— Jak będziesz miał czas, przyjdź dziś pomówić ze mną; tylko dziś koniecznie... słyszysz?
— Dobrze. Czemu nie? Przyjdę — spokojnym, trochę leniwym głosem odparł parobek, a że późno już było, zaciął konie i prędzej już trochę z furą ku folwarkowi zdążał.
Mikołaj dnia tego na ludzi dlatego tak polował, bo pan Kaprowski chłopca przysłał z rozkazem, żeby pieniędzy, ile się da, znowu od ludzi pozbierać.
W czworaku, skoro tylko wieczerza została zjedzona, a Jasiek i jego żona zasnęli, Krystyna i Antek wsunęli się do komory. Tak, jak przed trzema miesiącami, kobieta znowu siadła na ziemi: skrzynkę otworzyła, a parobczak, stojąc za nią, trzymał w ręku palące się łuczywo. I tak, jak przed trzema miesiącami, z dna skrzyni ukazała się znowu pończocha, już tylko w dwóch trzecich pieniędzmi napełniona. I tak samo jak wtedy, Antek przyglądał się temu, lecz kiedy już sumę potrzebną odłożyła, zapuścił wzrok w głąb pończochy i z niejakiem wahaniem w głosie rzekł:
— Mamo, a to co zostało, to już moje!
— Twoje, synku, twoje — powiedziała i nad policzonemi tylko co pieniędzmi zadumała się przez chwilę.