Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siedział pod ścianą, pośrodku ławy, wyprostowany i cały błyszczący od świątecznie wyczyszczonych guzików szynela. Kwadrans już prawił on tym, którzy go słuchali, że nie komu innemu, tylko jemu milewscy chłopi zawdzięczają swój teraźniejszy rozum.
— Głupi bylibyście — mówił — pozwalając Dzielskiemu zasiewać grunt i kosić łąki, których komisja przez omyłkę tylko do planu waszego nie wciągnęła. Dziady i pradziady wasze sieli tam i kosili. Prawda moja, czy nie?
— Prawda to, prawda! — chórem ozwało się kilka głosów, a jeden z nich ciągnął dalej:
— Tylko widzicie, Mikołaju, dziady i pradziady nasze wszędzie sieli i kosili, na caluśkiej ziemi sieli i kosili, a przecie nam caluśkiej ziemi nie oddali... cha! cha! cha!...
Słowa te z trochę szczerą, a trochę złośliwą wesołością mówił Paweł Gozdawa, stryj Jaśkowy, niemłody, siwiejący chłop, w najdostojniejszy kożuch i najpiękniejsze buty ubrany. Był to widocznie najbogatszy z milewskich gospodarzy i po Mikołaju największej śród nich powagi używał.
— A juści — słowa jego potwierdziło głosów kilka — mówili, że wszystko oddadzą, a teraz i o swoje, człecze, prawuj się.
Mikołaj głową litościwie kiwał.
— Oj, głupi narodzie! — zaczął — jakże wy chcecie, żeby wszystko odrazu się stało! Sam Pan Bóg przez siedm dni świat stwarzał, a wy chcecie, żeby wam tak odrazu caluśką ziemię oddali...
— Odrazu! — mruknął Paweł — dziewiętnasty rok jak uwłaszczyli, a dziś nic lepszego jeszcze niema...
— Będzie! — uroczystym głosem wymówił Mikołaj. Wskazujący palec wzniósł w górę i powtórzył: — Ja wiem, że będzie, wszystko będzie...