Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krystyna, jakby ją mocna ręka jakaś podniosła, wyprostowała się w mgnieniu oka i do Mikołaja przypadła.
— Dobrodzieju! ojcze! pomóżcie mi, pomóżcie!
Mówiąc to, całowała łokieć Mikołaja i zdawało się, że wnet kolana jego całować zacznie.
— No dobrze! — zawołał Mikołaj — ale — dodał — pięć procentów trzeba zapłacić... bez tego, nic... pięć procentów, o! jeżeli babo masz pieniądze..
— Mam, dobrodzieju, braciszku! Mam krwawicę moją, com ją sobie przez dwadzieścia lat dla synów swoich i na śmierć swoją zebrała... Co dla Antka, to zostawię, a co dla Filipka, to oddam; niech, mu na wybawienie będzie... Pracowałam, żęłam, pełłam, najmowałam się do wszystkiego skórę sobie pracą z rąk zdzierałam, z postem jadałam, bosom chodziła, a wszystkom dla nich zbierała.
Wysunęła pod światło łuczywa ręce swe małe, wychudłe, tak prawie czarne jak zorana ziemia, z palcami powykrzywianemi i pełnemi guzów od sierpa, kopania ziemi i tym podobnych robót, przez dziewiętnaście lat, bez najmniejszej przerwy pełnionych! Mikołaj postać nędzarki okiem ogarnął i usta wykrzywił.
— Kiedy bo, — odezwał się pierwszy Jasiek — kiedy bo ja sam jeszcze nie wiem, jak zrobić... Iść, czy dać spokój...
W tej chwili, zpod pieca ozwał się głos słaby i łagodny.
— Idź, Jaśku, idź... Nie odrzucaj łaski pańskiej... próbuj... Może ci ziemię przysądzą i bieda nasza się skończy... Oj! biada mi, żem ja taka słaba... sama bym poszła i do nóg temu panu się pokłoniła. Idź, Jaśku, jak Boga się boisz, idź. Jam słaba, prędko może zamrę, niech umierając wiem, żeś ty na parobczym chlebie żyć przestał i dzieci...