Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy prowadzi? Drogo on nie weźmie od ciebie, pięć procentów, więcej nie weźmie... Ale tyle to już trzeba... Bez tego nie można... Czyś ty mu brat, albo swat, żeby on ci darmo robił?
Widocznem było, że mowy Mikołaja Jasiek słuchał z całej duszy i ze wszystkich sił swoich.
— To znaczy — rzekł — żebym do niego szedł z prośbą o tę ziemię, co mi stryj zabrał, trzeba jemu trochę groszy odrazu zanieść...
— Albo ja wiem? pięć procentów od tej ziemi, to może dwadzieścia rubli wypadnie... może trzydzieści...
— Niech będzie dziesięć!... — zaczynał już targować się parobek.
— A pójdziesz jutro do niego? — z roziskrzonemi oczyma zapytał gość, — on jutro o świcie wyjedzie z Leśnej i do karczmy milewskiej zajedzie, żeby się rozmówić z Milewskimi... Jeśli ty, Jaśku, tam przyjdziesz, to ja ciebie jeszcze przedstawię... Tyś mi nie cudzy, znałem ciebie takim maleńkim... tyś z Milewa i jam z Milewa. Jakem szedł do wojska, toś ty był taki maleńki...
Chłop zamyślił się. Jedną rękę zatopił w gęstwinie twardych, ciemnych włosów, drugą nieruchomie trzymał na stole. Wzrok utkwił w stół. Wachał się i namyślał.
W tej samej chwili na stole pojawił się bochen czarnego chleba i misa dymiącej zacierki z sadłem. Chleb wraz z wielkim nożem w drewnianym trzonie przyniósł z komory Antek, zacierkę Krystyna tylko co z garnka do misy przelała i postawiła na stole. Położyła też przy misie cztery drewniane łyżki i, ręce skrzyżowawszy, w nieruchomej postawie, przenikliwym wzrokiem w twarz Mikołaja patrzała. Jasiek chleb krajał, Antek niecierpliwie z łyżką w ręku czekał,