Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do ślubu śpiewały, ani mi nikt w gospodarstwie nie pomagał, ani nikt mnie biednej nigdy nie żałował!
Nagle przerwała. Podniosła głowę. Czarne, zapadłe, spłakane oczy błysnęły i utkwiły w twarzy mężczyzny.
— Paniczu! Stefanku!... ja żalu do ciebie nie mam... Nie przeklinałam cię dotąd i przeklinać nie będę. Lubiłam ciebie jak swoją własną duszę. Miej litość nademną i Filipka mego wyratować pomóż.
Wyszyński czuł się zakłopotanym i rozrzewnionym. Z nogi na nogę przestępował, głośno sapał i ciągle mruczał:
— No i czegóż? cóż? dość już! no dość! pomogę, poradzę się... może...
Wtem rozległ się turkot bryczki. Wyszyński od stóp do głowy drgnął i szeptem Krystynie kilka słów cisnął:
— Zmykaj prędzej! zęby i ducha twego nie było! — A sam pośpieszył do wysiadającego z bryczki podróżnego. Powitawszy gościa, z nim razem wszedł do domu.




ROZDZIAŁ DRUGI

Pan Kaprowski.


Przybyły, pan Ludwik Kaprowski, był człowiekiem niezbyt już młodym, bo trzydzieści kilka lat mieć mogącym, ale był nadzwyczaj elegancki, śmiały, szczupły, niewysoki, od stóp do głowy okryty