Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem się, że Maciej was krzywdzi, zaraz umieściłem was w czworaku Jaśka. Z Jaśkami lepiej ci żyć, he? Ordynarją Antek bierze taką, jak i Jasiek, choć młodszy i słabszy. Chleba macie dosyć, hę?
Otarł znowu chustką czoło i czekał na odpowiedź. Nie otrzymał jej jednak. Długiej mowy jego kobieta wysłuchała cierpliwie, ale, gdy umilkł, zamiast odpowiedzieć na zadawane jej pytania, zaczęła:
— Wzięli, to i wzięli. Ja wiem, że nie tacy, jak on, do wojska idą... na to już oni rodzą się, żeby iść... Płakałam, płakałam i płakać przestałam. Piśmienny, myślę sobie, i taki maleńki, taki śliczny... radę sobie da, ludzie go lubić będą. Bóg się nim opiekować będzie.
— Więc czego teraz chcesz? — niecierpliwiąc się, zapytał Wyszyński.
W czarnych ciemnościach coś klasnęło, jakby dwie ręce załamały się z rozpaczą.
— Panie, drogi, miły! on chorowity, a jego wysyłają teraz daleko, daleko, na kraj świata. Pisał do mnie robaczek miły: „Matulu, nie wytrzymam... drogi takiej dalekiej nie wytrzymam, zimna tamtejszego i ludzi cudzych nie wytrzymam. Matulu, żeby mnie tu zostawili, tobym choć czasem mógł ludzi naszych zobaczyć i twoje stare oczy pocałować. Ale mnie już między wami nie bywać... pójdę i zamrę na końcu świata... przyjdź ty jeszcze do mnie, matulu, choć raz, niech choć pożegnam się z tobą!”
Poszłam zaraz do Ongrodu... Świata zza łez nie widziałam, ale szłam... przyszłam do kazarmów. — „Filipku!” wołam. Wyskoczył na schody... padł mi do nóg i w kolana całuje.... „Matulu, my już z tobą ostatni raz widzimy się na tym świecie!”
— Głupstwo! — sarknął Wyszyński — albo to on jeden w dalekie strony idzie... Idą inni i wracają...