Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lekceważący. Śmiechem chciał powiedzieć ludzion: — Nie dbam o to wszystko! — ale w oczach tkwiła mu cała otchłań ciemnych myśli.
Z pokoju jego często po całych nocach dochodził odgłos nierównego stąpania. Graba po rozejściu się swoich gości, chodził nie raz w ciemności do końca nocy i dopiero gdy świt rozświecił pokój, rzucił się na łóżko nierozebrany i usypiał na kilka godzin snem niespokojnym.
Pewnego poranku lokaj wchodząc do jego pokoju, słyszał jak przez sen wołał:
— Ratunku!
Któż zdoła słowami określić tę otchłań bezdenną, w jaką zapadał stopniowo, aż w końcu zapadł w nią całkiem pan Graba.
Na dnie takiej otchłani, jak węże zjadliwe wiją się i syczą zgryzoty sumienia, hańba jak hydra podnosi stugłową paszczę i ciska zeń na głowę człowieka potoki swej brudnej śliny, rozpacz w postaci potwornego głowonoga roztacza swe wstrętne ramiona i wpija się w piersi, w mózg, w serce żądłem zwątpienia, złości, niepokojów.
W konwulsjach zgryzoty rozciągnięty na dnie przepaści tej człowiek wyciąga ręce, aby pochwycić jakąkolwiek nić, któraby go wywiodła z chaosu mąk, w jaki się pogrążył. Ale ręce i myśl jego próżnię tylko znajdują; bo kogoż na ratunek swój wezwie? Czy Boga? Ależ on życiem całem zaparł się idei bóstwa, bo ono wyobraża światłość, prawdę i piękno, a on był ciemnością, fałszem, ohydą, występkiem. Czy wezwie on społeczność, wśród której się zrodził? Ależ ona go wykroiła i odrzuciła z siebie, jak plamę gangreny, która toczyła jej organizm. Czy słowem błagania zawoła do przyjaciół i ukochanych? Ależ on ich nie miał, bo przyjaźń jego była tylko interesem, albo spółką występku z wy-