Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szambelanowa podniosła wzrok i żałośnie westchnęła.
C’est embêtant! — jęknęła. — No, mówże już, bo trzeba przecie raz skończyć te nieznośne afery. Tylko au nom du ciel, mon enfant, soit bréve! żadnych szczegółów!
— Ograniczę się, kochana mamo, — rzekła, Ryta, — na wykazaniu ci ogólnych cyfer naszego funduszu, które zaprawdę, bardzo smutny przedstawiają rezultat.
W oczach szambelanowej ukazał się przestrach.
— Jestem pewna, — odrzekła po chwili, że przez wrodzoną ci egzaltację przesadzasz złą stronę naszego położenia. Ojciec twój przecież był bardzo majętnym człowiekiem, a ja po śmierci jego menażowałam się jak mogłam i nie pojmuję, zkądby przyjść mogła ruina, o której mówisz?
— I ja kochana mamo w powody tej ruiny zaciekać się nie będę, — spokojnie odpowiedziała Ryta, — nie mniej jednak jest ona faktem spełnionym. Z majątku ojca naszego, który w dziedzictwie miał posiąść Tozio, nic nie zostało, długi zaciągnięte nań dorównywają jego wartości.
Szainbelanowa krzyknęła i zakryła oczy chusteczką.
— To być nie może!
— Tak jest, kochana mamo, — odparła Ryta, — przekonałam się o tem przez uczynienie najściślejszych rachunków. Zostaje więc twój i mój kapitał.
Au nom du ciel! — zawołała szambelanowa, — toć jeszcze coś posiadamy?
Ryta nie mogła powstrzymać się od smutnego uśmiechu.
— Z twego kapitału, kochana mamo, — mówiła dalej zwolna, — wynoszącego po śmierci mego ojca 30.000 rubli, została już tylko niespełna połowa. Ja połową mego posagu opłaciłam kilka długów Tozia, na których spłacenie fundusz jego nie wystarczał i posiadam teraz około dziesięciu tysięcy...