Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wcale wstać z łóżka. Dwaj doktorzy wezwani przez Rytę, odchodzili ze smutnemi twarzami, a zstępując ze wschodów, wiedli między sobą następną złowróżbną rozmowę;
— Źle kolego!
— Bardzo źle!
Nad wieczorem dnia tego obudził się z długiego, gorączkowego snu, otarł pot, który kroplami sączył się z czoła i obejrzawszy się jakby ze zdziwieniem, zawołał:
— No proszę! wszak ja jeszcze żyję!
Pani szambelanowa rzadko wchodziła do mieszkania chorego syna, bo i zajęta była ciągłymi gośćmi lub wizytami i Tozio bywał w obecności jej tak milczący i posępny, że musiała obecność tę uznać za niepotrzebną. Bolała nad chorobą syna jak mogła i umiała. Niekiedy nawet przykładała do oczu batystową chusteczkę i szlochając, wołała:
Oh, malheureuse mère que je suis!
Ale w godzinę po tych szlochach jechała na wieczór lub z wizytami, a wracając do domu, pytała Ryty:
— Jakże tam Tozio?
Jeżeli otrzymała niepocieszającą wiadomość, wzdychała i zadzwoniwszy na pannę służącą, dawała jej długie rozporądzenia tyczące się sukien, okryć, kapeluszów i t. p. Najczęstszym i ustawicznym prawie gościem pani szambelanowej stał się pan Jodek. Przynosił on jej codziennie wszystkie możebne i niemożebne nowiny brukowe, służył za kurjera posyłanego po sprawunki i z najróżniejszemi poleceniami, a obok tego spoglądał na nią coraz czulej — tak czule, że w końcu rozniosła się po mieście wieść, że Jodek śmiertelnie zakochał się w pani Słabeckiej. Wieść ta wzbudziła homeryczne ogólne śmiechy, ale nie podzielała ich pani szambelanowa, bo na czułe spojrzenia i westchnienia Jodka, odpowiadała uderzeniem go po ręku nieodstępnym wachlarzem,